Gdy 2 listopada udał się w podróż do Kędzierzyna-Koźla, ze względu na ciężką torbą postanowił skorzystać z windy na dworcu kolejowym. Drzwi otworzyły się bez problemu, ale na zewnątrz mężczyzna już tak łatwo nie wyszedł. Dźwig osobowy przestał działać. Niestety pociąg odjechał, a pan Zdzisław uwięziony w windzie czekał prawie półtorej godzin na pomoc.
Zjechałem na dolny poziom i już drzwi się nie otwarły, zadzwoniłem na dzwonek alarmowy, odezwała się pani i wezwała konserwatora. To było około godziny 11.20, a jak przyjechał pan konserwator i otworzył drzwi to była godzina 12.40. Ta pani nawet się nie zapytała czy nic mi nie jest czy jestem inwalidą czy nie mam klaustrofobii, zero zainteresowania z jej strony. Przyjęła tylko zgłoszenie i tyle. Gdy rozmawiałem z konserwatorem to powiedział mi, że często ta winda się zacina - opowiada Zdzisław Basak.
Napisz komentarz
Komentarze