- Dlaczego zdecydowałaś się opuścić rodzinne miasto i kraj?
- Zaraz po ukończeniu studiów postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę i podążyć za głosem serca. Oczywistym wyborem były Niemcy. Mimo braku znajomości języka i braku kontaktów zaryzykowałam i wyjechałam do kraju, w którym techno grane jest w niemalże każdym mieście.
- Jak zaczęłaś tam grać? Wysyłałaś wcześniej jakieś sety?
- Od marca 2013 roku regularnie nagrywałam podcast do Digitally Imported Radio z Nowego Jorku i jeszcze do kilku mniejszych stacji radiowych. Wydaje mi się, że właśnie to było moją przepustką do klubów w Niemczech. Pierwszym klubem w RFN, gdzie zagrałam, był Underground Club w Hanower, później Schwarzer Adler w Tannheim i Club Douala w Ravensburgu, w mieście, w którym mieszkałam przez kolejnych osiem lat. Te kilka występów otworzyło mi drzwi w sąsiednich krajach. Od tego czasu można było mnie również usłyszeć w Szwajcarii, Austrii i Francji.
- Czy w Niemczech, gdzie techno jest niezwykle popularne, ludzie bawią się inaczej?
- W Niemczech techno jest bardzo popularne, a ludzie kochają ten gatunek muzyki. Imprezy w klubach zaczynają się znacznie później niż w Polsce i trwają godzinami. Natomiast w okresie letnim festiwale odbywają się w niemalże każdym mieście. Jednym słowem, jest w czym wybierać. Natomiast to, co przykuło moją uwagę, był taniec. Gdy po raz pierwszy weszłam do niemieckiego klubu, od razu zauważyłam, że Niemcy całkiem inaczej tańczą, inaczej się ubierają, a kluby są undergroundowe, surowe i ciemne.
- Skoro to kraj techno, to i konkurencja jest znacznie większa. Trudno się przebić?
- Konkurencja w Niemczech jest olbrzymia, zwłaszcza teraz, gdy dostęp do sprzętu didżejskiego jest praktycznie na wyciągnięcie ręki. Uważam jednak, że jeśli ma się swój styl i pomysł na siebie, jest się pracowitym, wytrwałym i dobrym w tym, co się robi, to można osiągnąć wszystko. Nie ma wtedy rzeczy niemożliwych.
- Na początku bieżącego roku wyjechałaś na Majorkę, gdzie imprezy trwają cały rok. Co było powodem?
- Tak naprawdę powodem była pogoda. Tutaj, na wyspie, praktycznie trzysta dni w roku świeci słońce. Uwielbiam aktywnie spędzać wolny czas, jeździć na kolarzówce, pływać, chodzić po górach. Dlatego jak w Niemczech wprowadzili kolejny lockdown, a kluby i festiwale znowu zostały zamknięte, postanowiłam wyjechać. Spakowałam swoje studio i wyruszyłam w kolejną przygodę. Majorkę wybrałam jeszcze z kilku powodów. Poza piękną pogodą i naturą na wyspie jest też przepiękna architektura, której jestem wielką fanką. Natomiast największym atutem tej wyspy jest to, że jest idealnie skomunikowana z resztą Europy, a zwłaszcza z Niemcami. Nie bez powodu Majorka nazywana jest siedemnastym landem Niemiec.
- Wydałaś album "Polonium" w hiszpańskiej wytwórni Odd Recording. Opowiedz trochę o albumie i współpracy z wydawcą.
- Album został wydany na początku tego roku. Znajdują się w nim trzy energiczne i dość mroczne utwory: „Polonium”, „Radium” oraz „Uranium”. W tytułach został przemycony polski akcent. Polon i rad są to dwa pierwiastki chemiczne odkryte przez laureatkę Nagrody Nobla Marię Skłodowską-Curie. Pierwszy z nich nazwany na cześć Polski. Jeśli chodzi o wytwórnię, tak jak wspomniałeś, jest to indyjsko-hiszpańska wytwórnia Odd Recordings. Jej właścicielami są dwaj producenci i didżeje - Ramiro Lopez i Arjun Vagale, których bardzo cenię za ich twórczość. Z Ramiro Lopezem poznaliśmy się osobiście kilka lat temu podczas występu w Belgii. Nasza współpraca przebiegła bardzo gładko, wystarczyło zaledwie kilka maili na ustalenie szczegółów i spisanie kontraktu.
- Niebawem pojawi się twoja nowa epka. Zdradź, co na niej będzie.
- Tym razem będzie to coś całkiem innego niż zwykle. Po raz pierwszy w moim utworze pojawi się dużo wokalu i melodii. Jako artysta nie lubię zamykać się tylko na jeden styl. Mam nadzieję, że również w takim wydaniu przypadnę ludziom do gustu. Utwór pt. „With you” ukaże się w połowie listopada w niemieckiej wytwórni Kuukou Records.
- Niedawno wróciłaś do Niemiec, ale tylko na chwilę, i zagrałaś na Nature One. To chyba prestiż?
- Zgadza się. Na początku sierpnia miałam okazję zagrać na Nature One, na jednej z dwóch głównych scen „Century Circus”. Jest to najstarszy i najbardziej ceniony Open Air w Niemczech i jeden z największych festiwali z muzyką elektroniczną w Europie. Muszę przyznać, że było to dla mnie coś niesamowitego. Od zawsze marzyłam, żeby tam zagrać, i to właśnie na tej scenie.
- Sporo się u ciebie dzieje. Miałaś tournée po Indiach. To były duże imprezy?
- Tournée trwało dwanaście dni, podczas których zagrałam siedem razy. Każda z imprez była w innym mieście i każda kolejna różniła się od poprzedniej. Były to zarówno kluby, jak i festiwale. Najlepiej wspominam festiwal w Himalajach. Piękna sceneria, niesamowity klimat i cudowni ludzie. Podczas pobytu w Indiach miałam okazję spróbować indyjskiej kuchni oraz zobaczyć kilka ciekawych miejsc. W listopadzie zagram tam znowu. Nie mogę się już doczekać.
Napisz komentarz
Komentarze