Jak zaczęła się jego miłość do słowa pisanego?
- Generalnie trudno mi znajdować początki. Zawsze myślę o przyczynach, źródłach, próbuję odszukać ten mały kamyczek wywołujący lawinę - opowiada Jacek Pelczar. - Podobnie w przypadku mojego pisania, które czaiło się gdzieś obok mnie na długo, nim to sobie uświadomiłem. Od kiedy pamiętam, kochałem czytać, uwielbiałem literaturę. Pisanie wypracowań było jedną z niewielu rzeczy sprawiających mi przyjemność w czasach szkolnych.
Wtedy też zaczął wymyślać swoje pierwsze historie. Przestał je pisać na studiach, ale sam nie wie dlaczego. Wrócił do tego lata później, kiedy mieszkał w Stanach Zjednoczonych, z dala od rodaków.
- Mimo że wciąż dużo czytałem po polsku, zacząłem łapać się na tym, że czasem, gdy rozmawiałem w ojczystym języku, brakowało mi jakiegoś słowa. Wstyd mi było z tego powodu przed znajomymi i rodziną, ale chyba najbardziej przed samym sobą, bo filologowi przecież coś takiego zwyczajnie nie przystoi. Wymyśliłem wtedy, że wrócę do pisania, by ćwiczyć język - wspomina.
Swoje teksty wydał w kilku antologiach: „Słowiański horror”, „Tabu 2”, „24.02.2022”. Publikował również w czasopismach literackich: „Sofa”, „Biały Kruk” i „Histeria”. Opowiadanie jego autorstwa pod tytułem „Pieniacz”, będące częścią serii „Słowiańske koszmary”, można znaleźć w portalu Audioteka.
- Myślę, że do tej pory najtrudniejszym do napisania tekstem była dla mnie „Aurora” - przyznał Jacek Pelczar. - To opowiadanie, w którym mieszam kilka gatunków literackich. Fabuła postawiona jest do góry nogami. Od początku nikt nie wie, co tak naprawdę się dzieje, łącznie z główną postacią będącą narratorem. Kartka po kartce czytelnik odkrywa zawoalowane losy bohatera, wraz z nim dowiadując się, że historia ta skończyła się w momencie, w którym się zaczęła. Tworzenie tego tekstu przypominało budowanie domku z kart; wystarczył jeden fałszywy ruch, pojedyncze zdanie niebędące na miejscu, i całe opowiadanie by się posypało.
Pod koniec sierpnia nakładem wydawnictwa Planeta Czytelnika ukaże się antologia słowiańskiej fantastyki „Tryzna”, w której również znajdzie się opowiadanie kędzierzynianina. Jego bohaterami są dwaj słowiańscy wojownicy znani jako Bracia Wilcy. Jesienią autor spodziewa się publikacji jeszcze jednej antologii z jego udziałem, także w słowiańskich klimatach.
- Jestem też w trakcie pisania solowego zbioru opowiadań o dość nieoczekiwanym motywie przewodnim. Prace są na zaawansowanym etapie. Jeśli szczęście dopisze i wszystko pójdzie zgodnie z planem, to może już w przyszłym roku ukaże się pierwsza w pełni moja książka - zapowiada autor, podkreślając, jak ważna jest miłość do tego, co się robi.
- Dla mnie literatura to coś więcej niż tylko hobby - mówi Jacek Pelczar. - Często wydaje mi się, że to, co robię, pozbawione jest sensu. Spędzam kilkadziesiąt lub więcej godzin, pisząc opowiadanie na jakiś nabór. Zawsze jest to okupione jakimś kosztem. Najczęściej jest nim czas, którego nie poświęcam rodzinie i przyjaciołom, odmawiam sobie innych przyjemności, w tym snu, i odrzucam zlecenia zarobkowe. A wszystko za „szczęść Boże”, bo na tym poziomie, na którym jestem, pisze się za darmo, w zamian za publikację i egzemplarz autorski. Wiele razy, po różnych porażkach, obiecywałem sobie skończyć z pisaniem albo przynajmniej zrobić od niego długą przerwę, myśląc o innych pożytecznych rzeczach, na które mógłbym wykorzystać zaoszczędzony czas. Jednak nim się obejrzałem, znowu siedziałem przed komputerem, stukając w klawisze - wspomina.
Kiedy pytamy go o miłość do słowiańszczyzny, podkreśla, że kiedy zaczął interesować się kulturą Słowian, był to jakby „zaginiony etnos”, i to właśnie owo zapomnienie przyciągnęło go do tego, by zgłębić temat.
- Sama słowiańszczyzna i zainteresowanie nią towarzyszą mi od bardzo dawna, a właściwie od czasów liceum, kiedy włączyłem się w ruch rekonstrukcji historycznej - opowiada nasz rozmówca. - Odtwarzałem wczesne średniowiecze. Najpierw byli to wikingowie, potem Słowianie. Nagle odkryłem, że istnieje cały aspekt historii, który jest mi słabo znany - bo w szkole nie uczono o tym zbyt wiele, a który stanowi przecież moje kulturowe i etniczne dziedzictwo. Zafascynował mnie ten zaginiony etnos, mój i wszystkich dookoła, któremu niewiele osób poświęcało wtedy uwagę. Zacząłem dużo o nim czytać, wkręciłem się tak, że ukończyłem filologię słowiańską.
Te jego zainteresowania nie rozmyły się z wiekiem, jak to często się zdarza. Dziś dalej zgłębia je, nie tylko tworząc teksty fantasy ze słowiańskimi motywami. Regularnie publikuje w czasopiśmie „Gniazdo – rodzima wiara i kultura”, skupiającym się na wszystkim, co słowiańskie. Pisuje tam zarówno artykuły, jak i bajki dla dzieci ze słowiańską nutą.
Czego możemy nauczyć się od naszych słowiańskich przodków?
- Przede wszystkim miłości i szacunku do natury. Jak żyć w zgodzie z jej rytmem i prawami. Słowianie wiedzieli, że człowiek jest częścią przyrody, ma w niej swoje miejsce. My o tym zapominamy albo może już zapomnieliśmy. Wydaje nam się, że jesteśmy poza lub ponad wszystkim innym, a to nieprawda. Nie jesteśmy w stanie żyć bez natury, natomiast ona bez nas poradzi sobie doskonale. Ba! Nawet dużo lepiej niż z nami! - kończy Jacek Pelczar.
Napisz komentarz
Komentarze