Dla niektórych barber może wydawać się stosunkowo nową i modną profesją. Nic bardziej mylnego. Jej korzenie sięgają bowiem czasów prehistorycznych. Otóż najstarsze odnalezione brzytwy datuje się na epokę brązu. Pierwsze usługi barberskie świadczyli Egipcjanie już 5 tys. lat przed naszą erą. Także Grecy i Rzymianie przycinali i golili włosy u dedykowanych specjalistów.
Współczesny barber to klasycznie przeszkolony fryzjer męski, który posługuje się głównie maszynkami i brzytwą, a oprócz fryzury zajmuje się przede wszystkim zarostem. Jednak zakres usług potrafi być znacznie szerszy, a pakiet może obejmować też wyrywanie włosów z nosa, opalanie uszu, a nawet nakładanie na twarz oczyszczającej maseczki z alg, co w przypadku współczesnych mężczyzn staje się coraz bardziej popularne.
Barber shop to przestrzeń, w której można się w pełni zrelaksować, wyciszyć, porozmawiać na męskie tematy, poczytać lub obejrzeć telewizję, a czasem nawet napić się whisky czy zapalić cygaro. W większości salonów klientowi towarzyszy najrozmaitsza muzyka, która na ogół odpowiada przede wszystkim gustom barbera, ale zawsze można go poprosić o zmianę muzycznego klimatu i nie będzie z tym większego problemu. Niektóre salony zastrzegają sobie wręcz, że strzygą wyłącznie mężczyzn. Ciekawe, co na to Conchita Wurst?
Salon u Ditmara
Jednak dziś skupmy się na lokalnym podwórku, a konkretnie na ul. Grunwaldzkiej, gdzie w sąsiedztwie najstarszego lokalu gastronomicznego w Kędzierzynie-Koźlu, czyli Baru Górniczego, Ditmar Jokiel otworzył właśnie swój barber shop.
- Pochodzę z małej wioski Nogowczyce pod Ujazdem, mam 25 lat i strzygę od 2013 roku. Profesja, w której działam, odradza się, począwszy od 2014 roku. Wtedy właśnie brody zaczęły stopniowo wracać do łask. Pojawiły się pierwsze barber shopy. Już na początku swojej przygody z fryzjerstwem zauważyłem, że brakuje takiego miejsca, gdzie facet może przyjść, dobrze się obciąć, a przy okazji zrelaksować, odpocząć i pogadać o typowo męskich sprawach - tłumaczy Ditmar.
Nasz rozmówca, po pewnych przemyśleniach, postanowił wypełnić tę lukę na rynku. Zaczynał jako fryzjer damsko-męski. Jednak fryzjerstwo damskie nie sprawiało mu aż takiej frajdy, a i talent przy tworzeniu kobiecych stylizacji nie rzucał na kolana. Wykorzystał więc niszę rynkową i skupił się wyłącznie na fryzjerstwie męskim, gdzie strzyżenie brody zajmuje poczesne miejsce.
Gliwicki epizod
Przez dwa lata Ditmar pracował w gliwickim barber shopie.
- Zdarzyło mi się raz, że moim klientem był Lukas Podolski, aktualny piłkarz Górnika Zabrze, a wcześniej, przez długie lata, m.in. reprezentacji Niemiec. Akurat kolega, który na ogół strzygł piłkarską gwiazdę, był na urlopie, więc to ja miałem okazję go obciąć. Zresztą do tamtejszego salonu przychodziło wielu piłkarzy Piasta Gliwice i Górnika Zabrze. Nie tylko Lukas, z którym mogłem sobie porozmawiać jak ze zwykłym klientem. Wbrew pozorom nie o piłce. Nie starałem się go traktować jakoś nadzwyczajnie. Rozmowa toczyła się tak jak w przypadku innych osób. Prywatnie Lukas Podolski jest bardzo w porządku. Pytał mnie na przykład, gdzie w Gliwicach może zjeść dobry obiad, bo dawno się nie stołował w swoim rodzinnym mieście. Wskazałem mu takie miejsce. Było miło i wesoło - opowiada Ditmar. Pozytywnych wspomnień z czasów, gdy pracował w Gliwicach, miał znacznie więcej.
- W naszej pracy często nie mamy czasu, żeby zrobić sobie przerwę na posiłek. Przed każdym goleniem twarz klienta przykrywamy na 5 minut ciepłym ręcznikiem. To wtedy jest ten moment, aby coś przegryźć. Mój wygłodniały jak wilk kumpel, dość znany w świecie barberingu jako „Brylant”, położył na twarz klienta ręczniczek - a czynimy to po to, aby łatwiej i przyjemniej się nam później goliło - a następnie przeszedł się po salonie, pytając, kto ma ochotę na kebaba, bo akurat składa zamówienie. Złożył je, a ja w międzyczasie przyjąłem jednego klienta, następnie drugiego. W pewnym momencie patrzę, a ten jegomość od „Brylanta” wciąż leży pod tym ręcznikiem, a minęło już dobre 20 minut. Pomyślałem sobie: o co tu chodzi? Poszedłem więc na zaplecze. Okazało się, że „Brylant” zdążył przyjść z tym kebabem i zjeść go w połowie. Jego klient zasnął słodko na fotelu pod cieplutkim ręcznikiem i nawet nie zorientował się, że kolega o nim zapomniał. Na szczęście wszystko rozeszło się po kościach - wspomina Ditmar.
Jaszczurka na głowie
Nasz rozmówca nieraz zetknął się z dość nietypowymi wymaganiami bywalców barber shopu.
- Miałem młodego klienta, który przychodził do mnie jeszcze za czasów praktyk fryzjerskich. Kombinowaliśmy na jego głowie, jak tylko się dało. Oczywiście za przyzwoleniem tego chłopaka. Zresztą on lubił być oryginalny, a jego rodzicom to nie przeszkadzało. Pamiętam, jak znalazł w internecie irokeza w kształcie jaszczurki leżącej na głowie. Bardzo skomplikowana fryzura. Podjąłem się tego karkołomnego wyzwania, męcząc się z nim ze dwa-trzy miesiące. Śniło mi się to po nocach. Ostatecznie, mimo najszczerszych chęci i kilku wizyt, nie udało mi się odtworzyć tej niecodziennej fryzury ze zdjęcia - uśmiecha się nasz rozmówca.
Zapytaliśmy go, jak w ostatnich latach kształtuje się ten rynek, mając na względzie, że boom na noszenie okazałego zarostu raczej przeminął.
- Powiedzmy sobie szczerze, włosy zawsze rosły i będą rosnąć. Jest być może taka tendencja, że wielu mężczyzn rezygnuje z długiej brody na rzecz krótszej. Ale są i tacy, którzy ostatnio zapuszczają tylko wąsy i wygląda to całkiem ciekawie. Zatem to wszystko nie stoi w miejscu. Z roku na rok ta branża rośnie w siłę. Pojawiają się nowe kosmetyki, nowe zakłady, znajomi. W całej tej otoczce związanej z naszą profesją bardzo istotne jest to, że między barberami nie ma niezdrowej konkurencji. Jak trzeba, to nawet pomożemy sobie nawzajem, spotkamy się na wesoło przy piwku. Luźny klimat zarówno w salonie, jak i poza nim to jest to - przekonuje Ditmar.
Nowy etap
Co skłoniło naszego rozmówcę, aby otworzyć swój biznes w Kędzierzynie-Koźlu?
- Przede wszystkim odległość. Moja droga z domu do Kędzierzyna jest o połowę krótsza niż do Gliwic. Po drugie doszedłem do wniosku, że brakuje tu takiego miejsca, zatem od dłuższego czasu myślałem o otwarciu w Kędzierzynie-Koźlu typowego barber shopu i ostatecznie udało mi się to w połowie stycznia 2022 roku. Ludzie przychodzą, są ciekawi, pytają. Jest dobrze, ale zobaczymy, co będzie za pół roku, za rok. Ufam, że będzie tylko lepiej - dodaje.
Ditmar wyjaśnia, że w dawnych czasach cyrulik czy golibroda otwierał swój zakład nawet o 4 rano, żeby obsłużyć swoich klientów jeszcze przed ich pójściem do pracy.
- Dziś się to zmieniło i raczej świadczymy usługi w późniejszych godzinach niż te poranne. Klienci wolą przyjść po pracy, po południu lub nawet wieczorem - zauważa Ditmar.
Które określenie najbardziej mu odpowiada: cyrulik, golibroda czy barber?
- Prawdę mówiąc, każde z nich jest prawidłowe. Ale w tych czasach najbardziej rozpowszechniona jest nazwa barber. Choć te inne, historyczne zamienniki polskie też są bardzo fajne. Można mnie także nazwać fryzjerem, i też będzie dobrze - zapewnia.
Co w pracy najbardziej mu odpowiada?
- Na pewno ten luz. Nie ma napiętej atmosfery, gonitwy. Staram się wprowadzać w relacjach z klientem swobodną, luźną atmosferę, przechodząc z nim na „ty”, bo wtedy jest łatwiej i wygodniej się porozumieć. Oczywiście zawsze pytam, czy taka forma relacji mu odpowiada. Swego czasu moja koleżanka pisała artykuł, dodając opis, że pracuję w salonie, który ocieka testosteronem, bo było tam raptem kilka dziewczyn, a reszta to sami faceci. To jest taki nasz męski świat - kończy Ditmar Jokiel.
Napisz komentarz
Komentarze