W średniej szkole ścigał się na rowerze, później biegał, a następnie doszło pływanie i tak oto zaczął uprawiać zawodowo triathlon.
- Miałem problem z biodrem, nie mogłem jeździć rowerem, więc zacząłem biegać. Zacząłem w 1978 roku od maratonu w Warszawie. Lubiłem brać udział w biegach długodystansowych. Ale nagle stwierdziłem, że taka najbardziej uniwersalna konkurencja, to właśnie triathlon, tylko nie umiałem wtedy pływać. Musiałem się nauczyć.
- Jak Pan ocenia konkurencję w Polsce?
- Jest spora i silna. Na początku, jak było stu triathlonistów, to już było dużo. W super zawodach dochodziło do stu dwudziestu zawodników. Mówię tu o latach osiemdziesiątych. A teraz na zwykłe zawody potrafi przyjechać koło tysiąca uczestników.
- Jeszcze kilka lat temu ten sport nie był aż tak popularny, jak teraz, prawda?
- To dzięki temu, że znane osoby z pierwszych stron gazet, aktorzy, czy inni znani sportowcy zaczęli popularyzować triathlon. A druga kwestia, ludzie zaczynają się ruszać.
Całą rozmowę z Januszem Misiaszkiem przeczytacie w najnowszym wydaniu Nowej Gazety Lokalnej, które ukaże się we wtorek, 31 sierpnia.
Napisz komentarz
Komentarze