Jak opowiada nam pan Sebastian z Kędzierzyna-Koźla, ojciec 4-letniej, ugryzionej przez psa dziewczynki, do całego zdarzenia doszło około godz. 8.35 w niedzielę (18 lipca) w drodze na plac zabaw w Blachowni.
- Już z daleka widzieliśmy panią z małym pieskiem. Właścicielka trzymała go na zwykłej rozciąganej smyczy, która automatycznie zwija i rozwija linkę. Piesek ze dwa razy zaszczekał, merdając ogonkiem, nie stwarzając żadnego zagrożenia - relacjonuje pan Sebastian. - Znajdowaliśmy się w odległości około 1,5 metra od pani i czworonoga, który stał przy jej nodze. Córka szła spokojnie, nie prowokowała zwierzęcia, trzymałem ją za rękę. Nagle pies zaszczekał, rzucił się na dziecko i ugryzł je w nogę. Nim zdążyłem zareagować, kundelek wrócił już do swojej właścicielki. Zorientowałem się, że zapłakana córka z grymasem na twarzy trzymała się za nogę. Szybko ściągnąłem jej spodnie i zobaczyłem ślady zębów po ugryzieniu agresywnie zachowującego się psa, który jak się można domyślić nie miał kagańca. Poprosiłem kobietę, aby lepiej trzymała swojego pupila, tym bardziej, że ten znów zaczął szczekać. Najpierw zasłoniłem córkę sobą, a potem wziąłem ją na ręce, żeby czuła się bezpieczniej. Pani w tym momencie jakby nigdy nic ruszyła powoli przed siebie. Postawiłem dziecko na chodnik, wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać filmik, bo przecież nie wiedziałem jak się ta kobieta nazywa, gdzie mieszka. Chciałem chociaż uwiecznić jej wizerunek, pytając przy okazji, skąd jest, jak się nazywa i czy pies ma aktualne szczepienia przeciwko wściekliźnie. Pani zignorowała moje pytania i szła sobie dalej, jakby nic się nie stało. Uznałem, że coś tu nie gra, bo nie jest to prawidłowa reakcja dorosłego człowieka, którego pies ugryzł małe dziecko. Nie była nawet zainteresowana jak głęboka jest rana, jak mała się czuje. Po prostu sobie poszła, dając mi jedynie do zrozumienia, żebym zostawił ją w spokoju.
Relację mężczyzny potwierdzają filmiki z nagraniami całej tej sytuacji, które są w posiadaniu naszej redakcji.
Namierzeni przez policję
Pan Sebastian zaprowadził córkę do babci, która opatrzyła ranę dziewczynki, zadzwonił po policję i szybko udał się w stronę blachowiańskich bloków mieszkalnych, gdzie jak przypuszczał mogła mieszkać starsza pani z pieskiem. Miał sporo szczęścia, bo wypatrzył ją akurat jak zmierzała w kierunku jednego z budynków.
- Zadałem jej wtedy jeszcze kilka pytań. Na przykład dlaczego, wiedząc że jej pies rzuca się na ludzi, nie zakłada mu kagańca. Choć zdawałem sobie sprawę z tego, że nie jest to rasa niebezpieczna, zatem nie ma w tym przypadku prawnego obowiązku noszenia kagańca. Zapytałem też dlaczego trzyma go na smyczy rozwijanej, która nie jest w stanie utrzymać go w ryzach. Ale na żadne z tych pytań nie uzyskałem odpowiedzi. Usłyszałem tylko, że to jest dobry pies i nie gryzie. Odparłem więc, że ja i moja córka mieliśmy właśnie okazję przekonać się, że jest inaczej. Zadałem też pytanie, czy pies jest szczepiony? Tego też się nie dowiedziałem. Powiedziała mi jedynie, że nikt jej nic nie zrobi, bo ona przecież ma już swoje lata - dodaje poirytowany pan Sebastian, który miał wielki żal, że starsza kobieta nie zainteresowała się nawet losem pogryzionego dziecka.
Dopiero przybyły na miejsce patrol policji ustalił miejsce zamieszkania kobiety oraz że pies nie ma jednak aktualnego szczepienia przeciwko wściekliźnie. Policjanci zasugerowali więc panu Sebastianowi, aby jak najszybciej podać dziecku szczepionkę przeciw wściekliźnie.
- Uświadomiłem sobie wtedy, że właśnie zaczynają się poważne problemy. Myślałem, że obowiązują tu jakieś procedury. Na przykład, że policja zabiera psa do weterynarza na obserwację i badania. Zadzwoniłem w tej sprawie zarówno do inspektoratu weterynarii, jak i na policję, aby dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, ale okazało się, że wbrew pozorom niewiele w tej sprawie można zrobić - relacjonuje nasz rozmówca. - Policjanci w żaden sposób nie mogą bowiem przymusić właścicielki psa do oddania zwierzęcia na obserwację i ewentualne badania. Policja może co najwyżej wysłać zawiadomienie o incydencie do inspektoratu weterynarii, ale instytucja ta również nie ma narzędzi prawnych do tego, aby doprowadzić psa na badania i ustalić, czy zwierzę jest chore. Czas płynął, a ja nie odniosłem wrażenia, by komuś bardzo zależało na szybkim ustaleniu stanu faktycznego. Padła jedynie deklaracja, że inspektorat wyśle weterynarza, aby w miejscu zamieszkania właścicielki psa zweryfikować czy zwierzę nie ma jakiś objawów charakterystycznych dla wścieklizny - dodaje pan Sebastian.
Poniżej noga 4-latki ze śladem po ugryzieniu przez psa.
Należy szybko działać
Dlatego tak ważne jest ustalenie, czy pies był szczepiony przeciw wściekliźnie. W internecie można znaleźć informacje, że jeśli właściciel nie chce okazać dokumentu, który by to potwierdzał, należy wezwać na pomoc straż miejską albo policję, a zwierzę powinno być natychmiast zbadane przez weterynarza.
Specjalistyczny portal internetowy Hartmann wyjaśnia, iż czas w takich przypadkach jest bardzo istotny.
„Po wykonaniu czynności związanych z pierwszą pomocą i opatrzeniem rany po ugryzieniu, konieczne jest zebranie wiarygodnych informacji na temat psa. Rozmowa z jego właścicielem powinna przede wszystkim rozwiać wątpliwości w temacie aktualnego szczepienia zwierzęcia przeciwko wściekliźnie. Nawet wtedy jednak, a szczególnie jeżeli pies nie ma właściciela lub nie można ustalić, czy był szczepiony albo poddać go obserwacji, osoba ugryziona powinna skontaktować się z lekarzem, by zabezpieczyć się przed potencjalnym ryzykiem zachorowania na tę chorobę - wścieklizna jest bowiem śmiertelna. Jeśli przed wystąpieniem pierwszych objawów (nerwowość, ból głowy, brak apetytu, mrowienie w miejscu zranienia) nie poda się szczepionki i odpowiednich przeciwciał, dochodzi do zapalenia mózgu i rdzenia kręgowego, co kończy się zgonem” - czytamy w artykule na wspomnianym portalu.
Pan Sebastian zastanawia się więc, dlaczego w takich sytuacjach nie obowiązują procedury, które wymuszają przeprowadzenie natychmiastowych badań w odniesieniu do psa nie posiadającego aktualnych szczepień.
- Przecież w przypadku gdy taki pies ma wściekliznę, to ugryziony przez niego człowiek też się nią zakazi i sytuacja robi się bardzo niebezpieczna. Ktoś przecież powinien nad tym czuwać. Uważam, że powinny obowiązywać jakieś procedury, które wymuszają bezwzględne i natychmiastowe oddanie na badania tego psa, który nie ma ważnych szczepień. Po to, by ustalić czy ma w sobie tego wirusa wścieklizny czy też nie. Tu nie można czekać z wielodniową obserwacją, bo tu chodzi o ludzkie zdrowie. Nie można przecież ryzykować życia dziecka z powodu dziwnych i niepraktycznych procedur - przekonuje pan Sebastian.
Wsparcie medyczne
- Jeszcze w niedzielę 18 lipca w szpitalu przy ul. Judyma pani doktor obejrzała ranę na nóżce dziecka w miejscu ugryzienia przez psa, ale nie wszczęła alarmu, sugerując, że należy obserwować dziecko i czworonoga. Następnie w poniedziałek 19 lipca córka trafiła na konsultacje do lekarza pediatry. Jednak w tym przypadku lekarz zalecił natychmiastowe szczepienie przeciwko wściekliźnie. Udaliśmy się ze skierowaniem do szpitala zakaźnego w Opolu, gdzie bardzo miły lekarz stwierdził, że na szali jest życie dziecka. Nie można więc ryzykować, ufając jedynie systemowi bazującemu na obserwacji ludzi i zwierząt podejrzanych o zakażenie wścieklizną, który określił mianem „cokolwiek niewydolnego”. W poniedziałek córka dostała pierwszą szczepionkę domięśniowo, konkretnie w ramię. W czwartek 22 lipca otrzymała w Opolu drugą spośród sześciu zaplanowanych dawek, które aplikowane są co trzy dni. Wyjazdy do Opola to czas, niemałe koszty, ale cóż począć, skoro nie dało się inaczej - tłumaczy pan Sebastian, który z wielką ulgą przyjął fakt, że obecne szczepionki przeciwko wściekliźnie nie są już tak bolesne jak te sprzed kilkudziesięciu lat, które owiane są niechlubną legendą.
Rozpoznanie choroby w większości przypadków stawia się pośmiertnie w oparciu o wykrycie wirusa w mózgu. Możliwe jest także wykrycie wirusa u chorych ludzi i zwierząt w ślinie, płynie mózgowo-rdzeniowym lub w bioptacie mózgu. Na szczęście z racji powszechności szczepień zwierząt na wściekliznę, w naszym kraju odnotowuje się sporadyczne przypadki zachorowań na wściekliznę u ludzi.
Napisz komentarz
Komentarze