Ich trenerem i jednym z zawodników jest Mariusz Nowak, który breakdancem zajmuje się już sześć lat. Jego podopieczni mają znacznie mniejszy staż w tej dziedzinie, bo często są to zaledwie kilkunastolatkowie. Niestety niewiele dziewcząt uczęszcza aktualnie na zajęcia.
Do Szczecina pojedzie 6 osób: Irena Hanel, Henryk Bielawski (którzy oprócz breakdance'u zajmują się też electric boogie - tańcem polegającym na naśladowaniu ruchów robotów), Łukasz Kies, Marcin Kołak, Przemysław Nowak oraz Krystian Baranowski.
Przez kurs tańca breakdance od początku jego istnienia przewinęło się ponad 50 osób. Teraz trenujących jest około dwudziestu. Oprócz tancerzy stają się także choreografami, bo od nich zależy, jak będzie wyglądał ich występ. Muzykę wybierają spośród utworów lat osiemdziesiątych, a królem jest nieśmiertelny James Brown.
B-boys nie uznają przerw wakacyjnych, a w ciągu roku szkolnego starają się spotykać codziennie po południu. Jak mówi Marcin, ich instruktor: atmosfera na próbach robi się coraz ciekawsza. Każda figura układu ma swoją nazwę, ja przytoczę może tylko dwie z nich. Elementy stylowe to uprock, natomiast te, które zależą od inwencji tancerza to stylenmove.
Na takich zawodach jak w Szczecinie trzeba zaprezentować własny układ, który jest oceniany. Na jego podstawie b-boy dostaje się do finału, w którym w grupach następuje walka – pokaz umiejętności. To on decyduje o przyznaniu kolejnych czterech pierwszych miejsc.
Jeden z b-boyów, Przemek, powiedział mi, że zanim zaczął trenować breakdance, grał z kolegami w piłkę. - I to było bardzo nudne! - dodał stanowczo.
Tekst pochodzi z Gazety Lokalnej nr 27 z 1.12.1999 r.
Napisz komentarz
Komentarze