Tradycją jest, że wszystkie dzieci w rodzinie mają imiona na literę A. Pierwszy urodził się Alexander, który w październiku skończył 17 lat, 8 listopada 2012 roku - Alan, 30 października 2018 roku - Adam, który jako pierwszy z rodzeństwa został Bobasem Miesiąca. Następnie do rodziny bobasów dołączył Antoni, który przyszedł na świat 1 stycznia 2021 roku. I na tym miało się zakończyć. Patrycja i Mateusz pogodzili się z tym, że nie będą mieli córki. Tymczasem na początku tego roku okazało się, że Patrycja po raz kolejny jest w ciąży, a wraz z radosną nowiną pojawiła się nadzieja, że rodzice w końcu doczekają się córeczki.
- Gdyby urodziła się dziewczynka, to podjęliśmy decyzję, że już nie będzie miała imienia rozpoczynającego się na literkę A - mówi Patrycja Seidel. - Myśleliśmy o Kindze, ale tak naprawdę nie wybraliśmy żadnego imienia. Ale to już miało zakończyć tradycję nadawania imion na literkę A - tłumaczy Patrycja. - Już jest zakończenie - dodaje Mateusz Seidel i daje do zrozumienia, że kolejnego dziecka i próby poczęcia dziewczynki na pewno nie będzie.
- Nadzieja na dziewczynkę była do momentu, jak poszłam na USG prenatalne. Mąż się ucieszył, bo twierdził, że jakby była dziewczynka, tobym oszalała. Na początku trochę byłam zawiedziona, bo nadzieja była, ale stwierdziłam, że chyba tak ma być, takie jest moje przeznaczenie. Ale najważniejsze, żeby było zdrowe, a wszystkie moje chłopaki to przystojniaki - podkreśla Patrycja.
Arkadiusz przyszedł na świat 24 października o godzinie 6.35. Tak jak pozostali bracia, ma niebieskie oczy. Ciekawostką jest, że oprócz Alana, który urodził się w styczniu, pozostali bracia, choć przyszli na świat w innych datach, mieli termin narodzin na 3 listopada. Arek po urodzeniu ważył 3,35 kg i mierzył 54 cm. Chłopczyk bardzo szybko rośnie. Od narodzin przybrał już ponad dwa kilogramy. To już dwunasty wnuk i prawnuk ze strony Patrycji i piąty wnuk ze strony Mateusza.
- Mówię do niego zdrobniale Arczi, to mój słodziak. Lubi kąpiele i uwielbia być noszony na rękach. Spacery również, choć zazwyczaj na nich śpi, no chyba że jest głodny, a jeść lubi, i to bardzo - opowiada Patrycja. - Arczi wszędzie ze mną podróżuje. Na treningi czy po Aleksa. Karmię piersią, więc muszę go wszędzie zabierać. Niby jestem w domu, ale jestem non stop w trasie - dodaje.
Mimo wielu obowiązków i wyzwań związanych z wychowaniem piątki dzieci rodzice są dobrze zorganizowani i mogą liczyć na pomoc. - Starsi synowie pomagają - zapewnia tato. - Arczi uwielbia być usypiany na rękach przez najstarszego z braci. Alex również pomaga w kąpielach Arka. Natomiast Antek zawsze przed pójściem do przedszkola i po powrocie musi go zobaczyć i się z nim przywitać. Cieszy się, że nie jest już najmłodszy i stał się starszym bratem. Adaś lubi pomagać w przewijaniu. Alan pokazuje nowe zabawki i bawi się z Arkiem, a młodsze chłopaki lubią je sprawdzać i testować - opowiada mama.
Wychowanie pięciu chłopców to wyzwanie, ale także ogromna radość. W rodzinie Seidlów sporo się dzieje i mimo że czasami ciężko jest coś zaplanować, to wspólne spędzanie czasu jest bardzo ważne. - Choć nieuniknione są kłótnie czy bijatyki między braćmi - przyznaje Patrycja. - Logistycznie trzeba wszystko poukładać, uwzględnić treningi, szkołę i dodatkowe zajęcia. Alexander chodzi do szkoły w Azotach i ze względu na brak połączeń autobusowych trzeba go czasami dwa i trzy razy w tygodniu odebrać, bo kończy późno - dodaje.
Ojciec rodziny z racji swojej pracy wyjeżdża co jakiś czas na delegacje. - Wtedy z chłopakami robimy sobie wieczory filmowe, a jak mąż jest w domu i dzieciaki są zdrowe, to jeździmy na basen. Mamy w planach zwiedzić jak najwięcej parków wodnych w Polsce. Już kilka mamy zaliczonych. Niebawem wybierzemy się również z Arkiem - opowiada Patrycja.
Mimo napiętego grafiku Mateusz znajduje czas na swoją pasję, czyli kibicowanie podczas meczów Piasta Gliwice. Na stadion zabiera synów. Należy się spodziewać, że Arek, podobnie jak Adaś, Alan, Antoni i Alexander, również będzie się interesował piłką nożną. - Jak będzie cieplej, to pojedziemy do Gliwic wszyscy razem - zapowiada mama. Do tej pory chłopcy nie opuścili ani jednego meczu. - Jak byłam w ciąży i mąż zabierał całą ekipę, miałam spokój - śmieje się Patrycja. - Czekamy, aż Arek urośnie i też będzie kibicował - dodaje. W minionym sezonie chłopcy zbierali specjalne pieczątki za obecność na meczach. - Za nieopuszczenie ani jednego meczu były nagrody. Alan wyprowadzał piłkarzy i był na ich treningu - opowiada dumna mama.
Plebiscyt na Bobasa Miesiąca, organizowany przez "Lokalną", tradycyjnie dostarczył rodzinie sporo emocji, a że wcześniej udało się wygrać dwa konkursy, to rodzice nabyli już cennego doświadczenia, które wykorzystali, walcząc o zwycięstwo Arkadiusza. W głosowaniu wspierała ich liczna rodzina oraz sąsiedzi i znajomi.
Napisz komentarz
Komentarze