Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 20:37
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Śląskie źrebaki królowały na kozielskiej wyspie. ZDJĘCIA i FILMY

„Czempionat Źrebiąt Rasy Śląskiej pod matkami”, po raz drugi zagościł w naszym mieście. Sobotnią wystawę zorganizowaną przez Śląsko-Opolski Związek Hodowców Koni w Katowicach można było podziwiać na terenie Stadniny Koni w Kędzierzynie-Koźlu.
Joanna i Jacek Dobis z Komprachcic wraz z synem, znajomymi oraz klaczką Akirą i jej matką Alegrą.

Autor: Andrzej Kopacki

Kozielska wyspa i tutejsza stadnina jest doskonale znana społeczności hodowlanej, co potwierdza Mateusz Cichoń prezes Śląsko-Opolskiego Związku Hodowców Koni w Katowicach.

- W pierwszym roku frekwencja była dość skromna, ponieważ - jeśli chodzi o samą organizację imprez - hodowcy nie mieli doświadczeń z tym miejscem. Natomiast opinie w 2023 roku były bardzo dobre. To, jak widać, zaprocentowało, ponieważ tym razem liczba zgłoszeń przekroczyła 200 procent tego co było poprzednio i jesteśmy tym faktem bardzo mile zaskoczeni. Jest to największa od lat frekwencja na wystawie źrebiąt śląskich w naszym związku – nie kryje satysfakcji Mateusz Cichoń.

Jego zdaniem za rok czy dwa tych koni na kozielskiej wyspie będzie jeszcze więcej, bo potencjał tego miejsca jest bardzo duży. 

- W tym roku pojawiły się 23 źrebięta z matkami, czyli mamy łącznie 46 koni, co nawet w skali krajowej jest naprawdę dobrym wynikiem. W przyszłości docelowo chcielibyśmy ściągnąć do Kędzierzyna-Koźla około 40 źrebiąt wraz z matkami - dodaje Mateusz Cichoń. 

Sporo wyzwań

Powody do radości ma też Paweł Marcinkowski, zarządca kozielskiej stadniny. 

- Wierzę, że będzie to już impreza cykliczna, goszcząca zawsze w sierpniu na tym obiekcie. Przedstawiciele Śląsko-Opolskiego Związku Hodowców Koni w Katowicach już w zeszłym roku byli pod wrażeniem tego, jak nasza stadnina funkcjonuje, jak postępują prace remontowe. Ostatnio praktycznie w połowie odremontowaliśmy stajnię numer 2. Jesteśmy w trakcie wymiany podłoża na wybiegu wraz z odwodnieniem, co kosztuje wręcz astronomiczne sumy. Jeśli nie pozyskamy na ten cel funduszy zewnętrznych oraz jakiegoś wsparcia ze strony sponsorów, na których bardzo liczymy, to nie zdołamy sfinalizować tego przedsięwzięcia - przyznaje nasz rozmówca. 

Jego zdaniem szkoda byłoby zaprzepaścić to wszystko. Tym bardziej, że 21 sierpnia minęło dokładnie 5 lat, kiedy to podjął się tego wyzwania na kozielskiej wyspie. 

- Obchodzę właśnie mały jubileusz. Mam się czym pochwalić. Nasza zawodniczka Julia Balawender jest obecnie w ścisłej czołówce juniorów w polskiej lidze jeździeckiej. Organizujemy u nas coraz więcej imprez nawet na kilkaset osób, co tylko pokazuje ogromny potencjał drzemiący w tym miejscu. Marzymy o organizacji wydarzeń rangi mistrzostw Polski. To może też wspomóc lokalną gospodarkę, bo tym ludziom trzeba zapewnić miejsca noclegowe, wyżywienie na czym mogą skorzystać chociażby kędzierzyńsko-kozielskie lokalne gastronomiczne - przekonuje Paweł Marcinkowski. 

Podkreśla on, że kozielska stadnina to przepiękny obiekt z niezwykle ciekawą przeszłością. 

- Powracamy do jego korzeni. Nie przez przypadek odnaleziona przeze mnie tablica pamiątkowa zdobi obecnie wnętrze stajni nr 3. Natrafiłem na nią na strychu podczas prac porządkowych. Oberwałem nią wtedy w głowę. Była wielka, ciężka i zakurzona. Odświeżyłem ją i opłaciło się, bo wzbudza bardzo duże zainteresowanie. Jest ona elementem bogatej historii tego miejsca. Tymczasem przez wiele lat służyła jako zabezpieczenie obiektu przed zalaniem, ponieważ dach w niektórych miejscach nieco przeciekał podczas intensywnych opadów deszczu - dodaje na koniec Paweł Marcinkowski. 

Hodowcy, przyjaciele i kibice

Udział w tym „Czempionacie” to dla niektórych wręcz obowiązek. Tym bardziej, że kontynuują piękne rodzinne tradycje.  

- Mój mąż już 44 lata zajmuje się hodowlą koni – zdradziła Joanna Dobis z Komprachcic. Od dziecka wychowywał się z końmi, ponieważ jego ojciec też je hodował. To wszystko wymaga ciężkiej pracy. Codziennie trzeba wyczyścić stajnię, nakarmić koniki, zadbać o kopyta. Tym wszystkim zajmuje się mąż, poświęcając na to ze dwie godzinny dziennie. Na pokazie w Kędzierzynie-Koźlu jesteśmy po raz drugi. Stadnina nam odpowiada i obiecuję, że będziemy tu wracać. Jest tu z nami też syn, koleżanki i koledzy. W sumie 7 osób. 

W tym gronie znalazła się Barbara Dargiewicz z Nysy, która również nie pierwszy raz odwiedziła kozielską stadninę koni. 

- Byłam tu już w zeszłym roku. Bardzo mi się tu podoba. Obiekt duży, ładny, jest gdzie spędzić czas z bliskimi. Pogoda za każdym razem dopisuje. Jest to super wydarzenie, jeśli chodzi o konie rasy śląskiej. Przyjechałam tu ze swoimi znajomymi z Komprachcic, którzy jako doświadczeni hodowcy biorą czynny udział w Czempionacie Źrebiąt Rasy Śląskiej. Zawsze gdzieś te zwierzęta łączą ludzi, bo tak naprawdę poznaliśmy się właśnie dzięki koniom śląskim. Mocno kibicuję moim przyjaciołom, wspieram ich, tym bardziej, że na co dzień też pracuję przy koniach w Dworku w Przydrożu Wielkim. Mamy tam swoje Mini ZOO, organizujemy różne eventy oraz imprezy i cały czas mam do czynienia ze zwierzakami, co sprawia mi wielką radość - nie ukrywa Barbara Dargiewicz.

Oficjalne wyniki

- W zeszłym roku zajęliśmy tu 3 miejsce - wspomina Joanna Dobis.

W tym roku rodzina z Komprachcic wystawiając dwa źrebięta z matkami, wywalczyła odpowiednio 3 miejsce (ze źrebakiem Ramzesem) oraz 9 miejsce (z klaczką Akirą).

Zwycięzcą w 2024 roku okazała się Atrakcja "Bakaria", a drugie miejsce zajął Sleipnir.   

Poniżej oficjalne wyniki sobotniego „Czempionatu Źrebiąt Rasy Śląskiej pod matkami” oraz szczegółowe informacje o wszystkich startujących koniach.

 

Piękna tradycja

Przypomnijmy, koń śląski wywodzi się od ogierów oldenbursko-fryzyjskich i miejscowych, śląskich klaczy. Potomstwo tak dobranych par poddawano dalszemu krzyżowaniu ze starymi rasami pruskimi, a później również angielskimi. Początki prac hodowlanych datuje się na 1890 r. Na przełomie XIX i XX w. konie śląskie krzyżowano z przedstawicielami ras: trakeńskiej, wschodniopruskiej, berberyjskiej, hanowerskiej i pełnej krwi angielskiej, dążąc do wyselekcjonowania zwierząt dużych i masywnych, odpowiednich do pracy w przemyśle ciężkim, górnictwie i wojsku.

W latach 20. XX wieku na Śląsku czynnych było 360 ogierów oldenburskich, z czego w stadzie Lubiąż było 126 ogierów, natomiast w Koźlu 146. Pozostała ilość to ogiery prywatne.

Wyjątkowo ciekawe są spostrzeżenia dotyczące rozwoju hodowli koni oldenburskich na Górnym Śląsku. Ówczesny dyrektor Stada Ogierów w Koźlu - Ronkendorf opublikował w 1921 r. artykuł „Koń Oldenburski w hodowli terenowej”.

„Kiedy w roku 1894 obejmowałem Stado w Koźlu, było w nim 135 ogierów. Można było w nim znaleźć przedstawicieli wszystkich ras hodowanych w Niemczech. Były więc tam ogiery wschodnio- i zachodnio- pruskie, pomorskie , szlezwigo-holsztyńskie, oldenburskie, wschodnio-fryzyjskie, hanowerskie, graditzkie i jeden beberbecki. Z ras zimnokrwistych były perszerony, shiry, belgijskie reńskie i belgijskie. W pierwszych latach mej pracy wykorzystywałem każdą okazję, aby obejrzeć przychówek po tych różnych ogierach.

Byłem przerażony efektem tych krzyżówek. Chciałem to koniecznie zmienić. W moim  rodzinnym majątku, który miał 4800 mórg wszystkie prace wykonywano końmi wschodniopruskimi i trakeńskimi, których miłośnikiem był mój ojciec,

Duże ilości młodych remontów sprzedawaliśmy do wojska oraz innym odbiorcom. Próbowałem pójść tą samą drogą i zaproponować śląskiemu rolnikowi tego konia, poprzez  zakupy najlepszych ogierów wschodniopruskich. Jednak to mi się nie udało.

Proponowano mi takie ogiery, które w ich rodzimych hodowlach odrzucano, a więc słabe. A tutaj, w związku z coraz bardziej intensywnie prowadzoną uprawą ziemi, potrzebny był koń mocny, szeroki i głęboki, dobrze wykorzystujący paszę, który jest w stanie uciągnąć duże ciężary, ale także taki, który na długich odcinkach potrafi dobrze kłusować, ponieważ tutaj na Wschodzie sieć dróg i linii kolejowych nie była tak dobrze rozbudowana jak na Zachodzie.

Dobrym przykładem dla mnie był książę Pless, który do hodowli koni w swych dużych posiadłościach na Górnym Śląsku sam wybierał ogiery w Koźlu. Były to zawsze niezbyt duże, głębokie, dobrze kłusujące ogiery oldenburskie. Potomstwo po tych ogierach było bardzo wyrównane, a przez to jego konie były wszędzie podziwiane. Idąc za tym przykładem sam jeździłem do Oldenburgi i kupowałem ogiery. Tak konsekwentnie postępowałem przez następne 15 lat nie zważając na porażki, które musiały wystąpić ze względu na mało wyrównany poziom klaczy w terenie. Cały czas miałem jednak przed oczami cel główny, którym było przekształcenie hodowli koni na Śląsku w hodowlę koni czysto oldenburskich. Na to potrzeba całych generacji, aby ostatecznie była ona taka sama jak pierwsze ogiery, które ją zakładały. Ten cel, po 28 latach mojej pracy w Koźlu, całkowicie udało się osiągnąć” - zakończył swój artykuł dyrektor kozielskiego stada Ronkendorf.

Nowa epoka

Brzemienna w skutkach dla losów kozielskiej stadniny, okazała się końcówka II wojny światowej. Gdy na wiosnę 1945 roku, wojska I Frontu Ukraińskiego, dowodzone przez marszałka Iwana Koniewa stanęły na prawym brzegu Odry i przygotowywały się do natarcia, Niemcy ewakuowali kozielską stadninę do Książa koło Wałbrzycha.

To było około 300 sztuk, ale nie wszystkie dotarły na miejsce. Po drodze część z nich oddano rolnikom w zamian za pożywienie. Gdy Rosjanie znów się zbliżali, konie przemieszczono jeszcze bardziej na zachód, a konkretnie do stadniny koło dużego niemieckiego miasta Halle. No ale w drodze do Berlina Sowieci opanowali i tę część Niemiec. Wtedy załadowali konie do bydlęcych wagonów i przetransportowali je do Związku Radzieckiego. 

Po II wojnie światowej rasę utrzymano za sprawą wymieszania jej z krwią koni oldenburskich. Dzięki zamiłowaniu hodowców oraz możliwości użytkowania roboczego w rolnictwie, rasa przetrwała na Śląsku, a także zyskała popularność w Polsce południowo-wschodniej. 

Ważnymi ośrodkami hodowlanymi stały się: Stado Ogierów w Koźlu, Stado Ogierów w Książu oraz Stadnina Koni w Strzegomiu.

Ogromna w tym zasługa Mieczysława Głębockiego, który kładł podwaliny powojennej historii hodowli koni i jeździectwa w Polsce. Kim był i skąd się wywodził? 

Mieczysław Głębocki urodził się 2 lutego 1901 r. na Wołyniu w rodzinie od pokoleń oddanej sprawie koni. Jako osiemnastoletni ochotnik brał udział w wojnie obronnej 1920 r. przeciw bolszewikom. Jako podoficer 12 pułku Ułanów Podolskich, brał udział w największej bitwie kawaleryjskiej wszechczasów rozegranej 31.08.1920 r. pod Komarowem. Zostaje ciężko ranny.

Po przeniesieniu do rezerwy, studiuje w Wyższej Szkole Rolniczej w Warszawie i Cieszynie. Po jej ukończeniu obejmuje w administrowanie majątek Sieciechowice pod Krakowem. Zakłada rodzinę, żeniąc się z hrabiną Ireną Chodkiewicz. W okresie międzywojennym prowadzi hodowlę koni remontowych na potrzeby wojska. Po wojnie w 1945 r. bierze udział w ratowaniu z terenu Małopolski ocalałych tam koni - czystej krwi arabskiej i półkrwi z dawnych stadnin Czartoryskich, Sieniawa i Pełkiń, dając tym samym początek hodowli tej rasy koni w dzisiejszym Janowie Podlaskim, czy Michałowie.

Uratowane konie zgromadził w Górce Narodowej pod Krakowem, by następnie pieszo dotrzeć z nimi do Raby Wyżnej, gdzie zorganizowano pierwszą w powojenne Polsce stadninę koni pod jego dyrekcją. Następnie wyjeżdża wraz z rodziną do Kętrzyna na Mazurach. Jego zainteresowanie wzbudza rasa wschodniopruska, której konie w tamtym czasie i tamtym miejscu błąkały się po okolicy. W 1950 r. przenosi się do Giżycka i jako inspektor hodowli zaczyna wyszukiwać konie tej rasy. Przechodzi do stadniny koni w Kadynach nad Zalewem Wiślanym, gdzie od 1951 r. zostaje dyrektorem. Pod jego kierownictwem stadnina staje się najlepszym ośrodkiem hodowlanym tego typu w kraju. W 1958 r. uzyskuje przeniesienie do powstającego Zjednoczenia Hodowli Koni w Krakowie na stanowisko głównego inspektora ds. hodowli koni. Włącza się czynnie w proces organizowania stad i stadnin koni na południu kraju, w tym m.in. Państwowego Stada Ogierów rasy śląskiej w Koźlu, stadniny koni pełnej krwi w Mosznej, półkrwi w Prudniku czy też rasy śląskiej w Strzelcach Opolskich.

Związał się z Koźlem

O służbowe mieszkanie stara się jednak na terenie Państwowego Stada Ogierów w Koźlu, blisko miejsca rodzinnej tragedii, jaka miała miejsce w 1921 r. pod Górą św. Anny. Chodzi o śmierć brata jego żony - kadeta Karola Chodkiewicza (pisaliśmy o nim w numerze 13 NGL z 10.04.2018 r.), jak również by mieć bezpośredni, osobisty wpływ na hodowlę koni rasy śląskiej - jego wielkiej życiowej pasji. Mieczysław Głębocki zapewnił stadu doborową obsadę dyrektorską w osobie Marka Roszczynialskiego, byłego kadeta z Rawicza, cenionego w kraju jeźdźca, ucznia Leona Kona, uczestnika Igrzysk Olimpijskich w Rzymie (1956 r.).

Mieczysław Głębocki mieszkał na kozielskiej wyspie wraz z żoną i rodziną aż do końca swoich dni. Ukończywszy 65 lat przeszedł na zasłużoną emeryturę. Nie stracił jednak kontaktu z końmi. Służy radą i doświadczeniem, prowadząc na terenie stada w Koźlu szkółkę jeździecką dla młodzieży, wychowując kolejne pokolenia zawodników, hodowców, trenerów, czy też miłośników koni. Jego uczniem jest m.in. były trener jeździeckiej kadry narodowej w skokach przez przeszkody Olgierd Kuleszyński. Mieczysław Głębocki zmarł 27 czerwca 1978 r. w Koźlu. Miał 78 lat. Został pochowany w grobowcu rodzinnym Chodkiewiczów na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, rasa konia śląskiego poddana została kilku programom hodowlanym. Hodowla powojenna opierała się na sektorze państwowym, wspomaganym przez rozdrobnioną hodowlę prywatną. Zmiany społeczno-polityczne z przełomu lat 80. i 90. XX wieku nie pozostały bez wpływu również na funkcjonowanie wielu państwowych stadnin w naszym kraju. W efekcie, większa część koni śląskich znalazła się w rękach prywatnych. Konie te hodowane są w czystości rasy głównie na terenie Górnego i Dolnego Śląska oraz w Polsce południowo-wschodniej. Jednak centrum hodowlanym jest Stado Ogierów Książ i działająca przy nim stadnina koni. 

Z kolei kozielska stadnina organizując tak udane zawody nawiązuje do swej bogatej historii, którą warto, a nawet należy przypominać nie tylko przy okazji imprez sportowych. 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: kibicTreść komentarza: To po co tu się zapisał? Mógł od razu do Nysy jechać.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 15:23Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025! R Autor komentarza: Rychu, taki lepszy Ryszard.Treść komentarza: kilometrówkę mi zapłać to podjadęData dodania komentarza: 23.12.2024, 14:19Źródło komentarza: Wielkie otwarcie Dealz w Kędzierzynie-Koźlu! Sprawdź co kupisz i w jakich cenach R Autor komentarza: Rychu, taki lepszy Ryszard.Treść komentarza: Ja Ryszard Cz. znam się na siatkówce jak nikt, jestem do dyspozycji. Ciągle jestem wolnym obywatelem IIIRP i tak już zostanie.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 14:18Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025!Autor komentarza: Uchwałą i pałąTreść komentarza: No i prawidłowo! Po co nam PKP Cargo, jak mamy DB Cargo!Data dodania komentarza: 23.12.2024, 13:54Źródło komentarza: Największa tego typu inwestycja w Polsce realizowana jest właśnie w SławięcicachAutor komentarza: kaczaTreść komentarza: Ale że Amerykany odchodzą, to już musi być źle.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 10:40Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025!Autor komentarza: TTTreść komentarza: Ogrodowa już chyba passé🥴.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 10:33Źródło komentarza: Pracownicy MZK Kędzierzyn-Koźle na spotkaniu opłatkowym świętowali 55-lecie działalności spółki
Reklama
zachmurzenie duże

Temperatura: 1°C Miasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 6 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna