Plan działania systemu ratownictwa medycznego każdego roku weryfikuje wojewoda na podstawie różnych danych statystycznych, takich jak: liczba wyjazdów w skali roku czy czas dotarcia do pacjenta. I pomimo wzrostu liczby wyjazdów na nasz powiat przypadają jedynie cztery karetki. Powiat kędzierzyńsko-kozielski liczy niespełna 100 tys. mieszkańców, więc jedna karetka przypada na 25 tys. potencjalnych pacjentów.
Wojewoda opolski, opierając się na opinii konsultanta wojewódzkiego medycyny ratunkowej, wnioskował o zwiększenie liczby karetek m.in. w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim. Liczyliśmy na akceptację wniosku w Ministerstwie Zdrowia.
- Ostatecznie odpowiedź przyszła odmowna - powiedział dr Jarosław Kończyło, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu.
Problem nie leży jedynie w kwestii zakupu ambulansu. Aby stworzyć jedną dodatkową karetkę systemową, pogotowie ratunkowe musiałoby zatrudnić 12-14 dodatkowych ratowników medycznych, żeby obsadzić wszystkie dwunastogodzinne dyżury.
- Jest taki deficyt ratowników medycznych na rynku, że widzimy to na bieżąco, dopinając grafik dyżurowy każdego miesiąca. Ten zawód był w pewnym sensie dyskredytowany przez długi okres czasu. Jest ciężki, bardzo odpowiedzialny, a za tym nie szły odpowiednie gratyfikacje. Liczba studentów uczelni medycznych kształcących ratowników spada, a efekt tego widzimy w dniu dzisiejszym - podkreślił dr Adrian Kucharczyk, kierownik Pogotowia Ratunkowego w Kędzierzynie-Koźlu.
W obecnym systemie funkcjonują dwa typy ambulansów: podstawowy - oznaczony jako P, w którym jest dwóch ratowników medycznych (razem z kierowcą), oraz specjalistyczny - oznaczony jako S (w dawnej nomenklaturze typ R-karetki). Ta karetka jest obsadzona przez trzy osoby, w tym jest lekarz spełniający warunki tzw. lekarza systemu (posiadający odpowiednią specjalizację). W czasie pandemii ustawodawca przewidział możliwość absencji wykwalifikowanej kadry lekarskiej, stąd istnieje możliwość, że w ambulansie S będziemy mieli trzech ratowników medycznych. Z założenia zespoły S powinny być dysponowane do stanów zagrożenia życia, ale brak ambulansów i sposób kwalifikacji ich wyjazdów powoduje, że karetki specjalistyczne są wysyłane również do banalnych wezwań, niebędących stanem zagrożenia życia.
Jak działa system powiadamiania ratunkowego?
112 to numer alarmowy, bezpłatny i dostępny na terenie całej Unii Europejskiej zarówno dla telefonów stacjonarnych, jak i komórkowych. Numer alarmowy 112 można wybrać w telefonie nieposiadającym karty SIM. Odbierany jest w centrach powiadamiania ratunkowego przez operatorów numerów alarmowych. Telefonując z Kędzierzyna-Koźla, najczęściej dodzwonimy się do Opola, chyba że dyspozytor jest zajęty, wówczas połączenie zostanie przekierowane do innego miasta, nawet na drugim końcu Polski. Dlatego zawsze należy podać miejscowość, z której dzwonimy.
- Dyspozytor, który przeprowadza wstępny wywiad, nie jest w stanie do końca ocenić, czy wezwanie jest uzasadnione, czy też nie. Ma za to obowiązek niezwłocznie zadysponować najbliższą dostępną karetkę. Nie ma karetek tzw. wyczekujących, czyli do priorytetowych wezwań. I to jest duży problem. Ponieważ do niepriorytetowego wezwania, np. bólów brzucha, podwyższonego ciśnienia, które nie są stanem bezpośredniego zagrożenia życia, często dysponowana jest właśnie ostatnia wolna karetka. Jest to kwestia regulacji dysponowania karetek przez dyspozytorów medycznych, którzy są ograniczeni uwarunkowaniami prawnymi i wcale im się nie dziwię, że tak to się odbywa. Nie ma wsparcia prawnego po ich stronie, aby mogli jakiś zespół przytrzymać i zadysponować go dopiero po zwolnieniu kolejnej karetki - tłumaczy kierownik pogotowia ratunkowego.
W 2020 roku zespoły ratownictwa medycznego w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim interweniowały około 6330 razy, średnio 17-18 razy na dobę. Ponad połowa wezwań była nieuzasadniona.
- Ponad 50 proc. pacjentów została w domach. Co to oznacza? Że nie były to wezwania do stanu nagłego zagrożenia zdrowia i życia, bo w przeciwnym wypadku taki pacjent powinien być zawieziony do szpitalnego oddziału ratunkowego. Żadna z czterech karetek nie przekroczyła tego progu 50 proc. pacjentów przetransportowanych do szpitala. I tu już mamy problem taki, że te wezwania zabierają czas ratowników i blokują karetkę, która potrzebna byłaby do ratowania życia - wyjaśnił dr Adrian Kucharczyk.
Trudny okres pandemii
W czasie pandemii koronawirusa funkcjonowanie pogotowia ratunkowego wygląda całkiem inaczej. Dlatego coraz częściej widujemy śmigłowce LPR oraz straż pożarną.
- Wyjazd do pacjenta covidowego związany jest z kilkukrotnie dłuższym terminem zajęcia zespołu ratownictwa medycznego niż do pacjenta niecovidowego - tłumaczy kierownik pogotowia. - Musimy założyć kombinezony ochronne, w razie konieczności przetransportować pacjenta do szpitala, a obecnie szpitale covidowe są w innych powiatach, więc dochodzi czas podróży w obie strony. A jeździmy m.in. do Opola, Nysy czy Białej Prudnickiej. Po oddaniu pacjenta wracamy i dezynfekujemy karetkę. Czas takiego wyjazdy może się wydłużyć nawet do czterech godzin. To czas, kiedy ta karetka nie jest dostępna dla innych pacjentów.
Czasami zdarza się, że pacjenta trzeba przetransportować do jednostki wysokospecjalistycznej w USK Opole (np. neurochirurgia, chirurgia naczyniowa, chirurgia dziecięca). Taki wyjazd również zajmuje kilka godzin i wyłącza zespół z obecności na naszym terenie.
Kiedy w Kędzierzynie-Koźlu wszystkie karetki są zajęte, do pacjenta dysponowane są najbliższe wolne zespoły ratownictwa medycznego z innych powiatów, np. z krapkowickiego, strzeleckiego czy prudnickiego, co znacznie wydłuża czas dojazdu.
- Nasze karetki też jeżdżą do innych powiatów, kiedy tam brakuje zespołów ratownictwa medycznego, a u nas akurat jakiś zespół jest wolny. To dyspozytor wysyła pierwszą wolną karetkę, która jest najbliżej miejsca zdarzenia - wyjaśnia dr Adrian Kucharczyk.
Nie bez znaczenia jest też ograniczony kontakt pacjentów z lekarzami rodzinnymi. Na wizyty trzeba czekać wiele dni, a czasem są to jedynie teleporady.
- Większość naszych wyjazdów związana jest z brakiem możliwości kontaktu pacjentów z lekarzem podstawowej opieki zdrowotnej. I to jest dramat całej sytuacji. Nawet jeśli uda się umówić pacjentowi na wizytę, to musi czekać nawet kilka dni. Jeżeli tak to się odbywa, to ludzie są wręcz zmuszeni do wzywania pogotowia ratunkowego. I proszę mi wierzyć, że blisko połowa tych wezwań jest całkowicie nieuzasadniona z punktu widzenia medycyny ratunkowej - uważa kierownik pogotowia.
Zdarzają się, niestety, pacjenci, którzy świadomie dramatyzują, opisując swoje objawy, tylko po to, aby zadysponowano do nich karetkę.
- Dochodzi nawet do sytuacji, gdzie według zgłoszenia pacjent jest nieprzytomny, a w chwili przyjazdu te informacje się nie potwierdzają. Zebrany na miejscu wywiad od razu pozwala wysnuć hipotezę, że zapewnienie „dramaturgii” podczas wzywania karetki sprawi, że ona przyjedzie. Zachowanie takie jest moralnie i prawnie wątpliwe. Sam dwukrotnie wzywałem policję celem ukarania pacjenta czy jego rodziny za nieuzasadnione wezwanie (najczęściej stan związany ze spożyciem alkoholu). Kończy się to upomnieniem/pouczeniem albo sporządzeniem notatki służbowej i skierowaniem sprawy do sądu - wspomina lekarz.
Kiedy wezwać pomoc?
Pogotowie ratunkowe należy wezwać jedynie w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia lub w stanach naglących, a więc takich, które mogą skutkować istotnym uszczerbkiem na zdrowiu, kiedy pojawią się niebezpieczne objawy, takie jak: utrata przytomności, drgawki, zaburzenia świadomości czy krwotoki.
- Jeśli nie ma pomocy ze strony lekarza rodzinnego, to w drugiej kolejności należy pomyśleć o samodzielnym transporcie do szpitala lub z pomocą bliskich, jeżeli jest taka możliwość. To wszystko jest kwestią edukacji pacjentów oraz informacji, jakie otrzymują, albo przynajmniej powinni otrzymywać od swoich lekarzy rodzinnych, którzy dobrze ich znają. To lekarze powinni informować pacjentów, w jakich sytuacjach mają dzwonić na numer 112, a w jakich powinni zgłosić się do przychodni lub skorzystać z teleporady, wówczas w wielu przypadkach dałoby się uniknąć interwencji pogotowia ratunkowego - tłumaczy dr Adrian Kucharczyk.
W Kędzierzynie-Koźlu są dwie systemowe karetki pogotowia ratunkowego w kolorze żółtym. Pierwsza została współfinansowana ze środków przekazanych prywatnie przez Annę i Roberta Lewandowskich oraz firmę ubezpieczeniową Warta i trafiła do nas 30 grudnia 2020 roku. Druga została wprowadzona do systemu 10 grudnia tego roku, a zdecydowana większość środków pochodziła z funduszy unijnych obsługiwanych przez urząd marszałkowski.
Docelowo wszystkie karetki w całym kraju do końca 2027 roku mają mieć kolor żółty. Wdrożenie projektu pozwoli upodobnić flotę ambulansów używanych w Polsce do tych stosowanych w krajach Unii Europejskiej. Żółte karetki można spotkać np. w Niemczech, ale i Wielkiej Brytanii. Z podobną zmianą, tyle że dotyczącą radiowozów, mieliśmy do czynienia ponad dekadę temu. Wówczas ich kolor zmienił się z niebiesko-białego na srebrno-niebieski.
- Kolor nie ma wpływu na wyposażenie karetki. Jest to kwestia ujednolicenia systemu w całej Unii. Może poza jedną różnicą: jest ona bardziej pozytywnie "uśmiechnięta" - kończy kierownik Pogotowia Ratunkowego w Kędzierzynie-Koźlu.
Napisz komentarz
Komentarze